poniedziałek, 13 lipca 2015

"Czy można etycznym pisarzem być i o paznokcie mieć staranie?"

... czyli słów kilka o pewnej awanturce literacko-medialnej. Parafraza z Puszkina otwiera ten tekst, a dorzucić pragnę kilka swoich uwag i spostrzeżeń w sprawie tzw. "Twardochgate", licząc na to, że skoro dołączę do licznego zastępu odwalających za Szczepana Twardocha lwią część roboty przy promowaniu mercedesów, sam wielki pisarz da mi się karnąć albo przewiezie mnie po pilchowickich bezdrożach. Nagrodę tego typu mogę scedować bez żalu na jakąś większą fankę jego twórczości, zaczesu i szczęki jak kowadło. Ale - od początku.

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że Twardocha - prozaika cenię (no, przynajmniej od pewnego momentu w jego twórczości... a że o wczesnych dziełach - a było ich trochę - sam pisarz pragnie elegancko milczeć, to ja też spuszczę na nie miłościwą zasłonę milczenia). Nie żebym zaczytywała się pasjami, bo pasjami to ja się zaczytuję w innych pisarzach młodszych i średnich pokoleń (na mojej prywatnej, subiektywnej i niepoukładanej liście faworytów są Magdalena Tulli, Dorota Masłowska, Michał Witkowski i Jacek Dehnel; może i nieco egzotyczny kwartet, ale cóż - eklektyzm górą!). Ale uważam Szczepana Twardocha za naprawdę dobrego pisarza. Który włożył w siebie mnóstwo pracy, bo powieści pisze coraz lepsze, widać, że pracuje nad prozą, efekty tej pracy są naprawdę świetne. Proza jednak nie jest jedynym obszarem, w który Twardoch włożył masę pracy, wysiłku i samozaparcia. W siebie też włożył. Kto ciekaw, ten na Pudelku może prześledzić fazy larwalne pisarza, niezbyt (delikatnie mówiąc) atrakcyjne. Szczepan Twardoch schudł, ostrzygł się porządnie, ogarnął cerę i zaczął się ubierać w coś innego, niż mundurek niepokornego intelektualisty (czyli sztruks w kolorze musztardy sarepskiej). I wygląda dobrze. To co prawda nie mój "typ", bo dla mnie szczytowym osiągnięciem w dziedzinie męskiej urody jest mój własny narzeczony, czyli tyczkowata i nieco wychudzona wersja Jona Snowa o zacięciu intelektualnym. A blondyn Twardoch (a jak wiadomo od Telimeny, "Hrabia blondyn - blondyni są mało namiętni"...) ze wspomnianą już szczęką jak kowadło, zaczesem i ogólną krzepką, acz smukłą postawnością jest dla mnie niezbyt pociągający. Niemniej - wysiłki oraz efekt tych wysiłków należy docenić. Tak w prozie, jak i w wizerunku. Zarówno w pisarstwie, jak i w prezencji zestawienie próbek "przed" i "po" robi piorunujące wrażenie.

No i trwał ten marsz Twardocha ku szczytom, z obowiązkowymi przystankami na prestiżową nagrodę literacką, inscenizację powieści, sesje fotograficzne, wywiady i ogólny "szum medialny". I oto na swoim profilu facebookowym Twardoch pochwalił się, że został "ambasadorem marki Mercedes-Benz" i w związku z powyższym prezentuje urbi et orbi siebie oraz swój nowy samochód. Wszystko okrasił niezbyt zgrabną i dość kiepską stylistycznie notką, wychwalającą otrzymany model samochodu oraz całą markę. I jak dla mnie to to jest najsłabszy punkt kampanii. Bo jeśli zatrudnia się pisarza do ambasadorzenia marce, i to pisarza dobrego, to można oczekiwać, że notka promocyjna będzie się literacko bronić. Nie mówię tu o arcydziele prozy, ale żeby chociaż od czytania zęby nie bolały. Więc opcje są dwie: albo napisał to sam Twardoch, albo "pani Mariola z działu PR" i doprawdy nie wiem, która opcja jest bardziej żenująca: bardzo dobry pisarz częstujący nas takim tekstowym piardem, czy bardzo dobry pisarz wklejający tekst "pani Marioli z działu PR". Podniosły się zaraz głosy oburzenia, głównie zaś głos Pawła Dunin-Wąsowicza, że oto Twardocha nie można już traktować jak poważnego pisarza, gdyż zdradził etos. I w tym momencie opadły ręce, szczęki, liście, bitewny tumult i kurtyna. Po czym kurtyna wzniosła się i zaczęły się walki yntelygentów w kisielu.

Twardocha można przestać traktować jak poważnego pisarza, jeśli porzuci pisanie prozy i zawodowo zajmie się pisaniem marnych piardów (piard od "PiaR", oczywiście). Ale o jakim etosie mówimy? Jaki etos ma na myśli Paweł Dunin-Wąsowicz, który bardzo chętnie oraz obszernie korzystał z medialnej sieczki, jaka poszatkowała Dorotę Masłowską po jej debiucie? Który na tej medialnej sieczce, wywiadach w "Zwierciadle" i innych tego typu mediach z Masłowską ciągnął swoje wydawnictwo przez ładnych kilka lat? Skoro może Dunin na obróbce skrawaniem Masłowskiej w mediach zarabiać, to może i Twardoch swój medialny kapitał przekuć w wymierne korzyści materialne w postaci mercedesa. I ambasadorzenia. Chcieliście wolnego rynku, no to go macie, skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!

Podniosły się głosy, że się pisarzowi nie godzi. W ogóle pisarzowi mało co się godzi. Dobrze zarabiać się nie godzi. Ani na twórczości własnej, ani na innych, pobocznych a bardziej od literatury dochodowych poletkach. Ale jeśli na twórczości własnej nie zarabia i śmie się poskarżyć, polecą na niego gromy, że gdyby był bardziej obrotny albo był rzeczywiście dobrym pisarzem, to by zarabiał. No i jak się pisarzu nie obrócisz, tak wiadomo, co zawsze pozostaje z tyłu. Atoli zarabiać się nie godzi. A panegiryki na cześć władców się godzi? A godziło się Kochanowskiemu robić "product placement" i w swoich utworach zwracać się do imć Podlodowskiego, który mu mecenasował? Zapewniając zarazem panu Podlodowskiemu obecność w kanonie literatury, podręcznikach szkolnych i akademickich oraz pamięci potomnych. Swoją drogą, Paweł Huelle wydając "Mercedesa-Benza" jakoś słabo medialnie zagrał, że to Twardochowi zaproponowali ambasadorzenie, a nie Huellemu, który za darmola im zrobił reklamę. Ponadto pragnę zwrócić uwagę, że casus Twardocha ucina możliwość biadolenia, że celebryci to puste i tępe jak łyżeczki do herbaty lale płci obojga. I że tacy dostają kontrakty i promują luksusowe marki, choć sami sobą niewiele prezentują. I oto macie Twardocha: wygląda dobrze, na zdjęciach zwłaszcza, ma talent i coś do powiedzenia. I znowu źle.

Ponadto chciałabym zauważyć, że przyjęcie propozycji Mercedesa jest ze wszech miar do Twardocha pasujące. Bo wszem i wobec deklaruje on swoją miłość do motoryzacji, dobrych win, ubioru itd. Jego wizualna metamorfoza wskazuje też na zawziętą skłonność do elegancji. A elegancja, zwłaszcza ta w wydaniu Twardocha, jest nieco luksusowa. I stąd Mercedes. Nie był to wszak pisarz, który dawał nam do zrozumienia, że wszystko poświęcił jakiejś Sprawie i że oto będzie Wieszczem. I oto Wieszczy, Narodzie, posłuchajta, komu Sprawa na Sercu leży. Pisze on świetną, wysokoartystyczną prozę, a przy tym chciałby, żeby jego życie nie przeleciało w musztardowych marynarkach ze sztruksu. Oczywiście, do luksusu, ładnych ubrań i dobrych win można mieć stosunek światłego eremity, prychnąć z pogardą, wspomnieć Koheleta i kontemplację zagryźć korzonkiem. Ale Twardoch nikomu nie obiecywał, że będzie eremitą, że będzie prychał na wszelkie vanitasy i zagryzał korzonkiem. A wszystkim zajadłym wrogom, krytykom i zwolennikom jego współpracy z Mercedesem Szczepan Twardoch powinien serdecznie podziękować i naprawdę rozważyć przejażdżkę ze wszystkimi zainteresowanymi owym podarowanym mercedesem: bardzośmy mu wszyscy ułatwili promowanie marki.