wtorek, 29 grudnia 2015

Bagnet na broń, a Matka Polka zęby w tynk, czyli rzecz o obowiązkach

Dorosłość polega na tym, że ma się obowiązki. Jedne z nich nakładamy na siebie sami - zawierając małżeństwo, przygarniając kota z ropniem zamiast oka, zapisując się na studia. Inne wynikają z naszego tzw. stosunku pracy i konieczności comiesięcznego płacenia rachunków: jak nie skończysz tych projektów na czas, to cię wyleją, a jak cię wyleją, to kawalerka w wielkiej płycie się sama nie opłaci. Jest też cała masa obowiązków, które wynikają z ról i funkcji społecznych: córki, siostry, matki, obywatelki. Niektóre z tych obowiązków reguluje nasze poczucie przyzwoitości, inne reguluje prawo. Są i takie, które powinny być regulowane przez obydwie te instancje. Należy do nich płacenie zasądzonych alimentów na własne potomstwo, nawet jeśli cholernie nie lubimy ich ojca/matki. Nawet jeśli postanowimy swoje geny przekazać dalej i zakładamy nową rodzinę, to jej założenie nie znosi praw dzieci z poprzedniego związku.

Nie będę tu dochodzić, na jaką kwotę Mateusz Kijowski zalega z płaceniem alimentów, ile ich zapłacił, czy w ogóle płacił i dlaczego. Prawdy w tej materii się nie dojdzie - "Gazeta Wyborcza" napisze, że płacił, ile mógł, i że wcale tak dużo nie zalega i w ogóle sprawa jest złożona, "Do Rzeczy" z kolei napisze, że zalega na milijony i nie płaci, bo liczy na to, że Petru zapłaci za niego. Faktem jest, że nie płacił tyle, ile miał zasądzone. I że to odbija się na jego działalności społecznej, czyli na Komitecie Obrony Demokracji. Czy działacze społeczni są pomnikami ze spiżu? Nie są. Mają prawo do swoich błędów i niedoskonałości, jednakowoż mimo wszystko uważam, że domaganie się praworządności w sytuacji, kiedy zalega się z płaceniem alimentów na własne dzieci jest cokolwiek marne. Jasnym jest, że gdyby Kijowski nie stał na czele KODu, to byłby tylko kolejnym we wcale licznej armii "alimenciarzy". Teraz jest "alimenciarzem" z pierwszych stron gazet. Więc skoro nie o Kijowskim, nie o jego alimentacyjnych długach i obowiązkach oraz ich stanie rzeczywistym, to o czym właściwie chcę pisać? Ano, o jednoosobowym Komitecie Obrony Dzieciorobów, Jacku Żakowskim.

Czasami mam wrażenie, że Jacek Żakowski orbituje wokół naszej planety i czasami tak mu trajektoria wypadnie, że nie wie, co tu się dzieje. Ale ostatnio to już popłynął. Krytą żabką na dystans. Otóż oznajmił, że skoro Kijowski działa społecznie, to dzieci muszą ponieść koszty. Wybrane cytaty w formie gorzkich memów przygotował "ASZdziennik" tutaj. Bo przecież zawsze tak było, że jak mężczyźni idą na wojnę, to Matka Polka zęby w tynk. Jak "brutalnie" sam zauważył red. Żakowski. I gdyby tak nie było, to nie mielibyśmy takich fajowych powstań. I konspiracji. I "Solidarności". No i że taki jest porządek wszechrzeczy, że ojciec bagnet na broń, a matka niech się martwi, jak wykarmić dziatki. A wykarmić trzeba, bo kto będzie walczył w kolejnych powstaniach? Piękny popis patriarchalnego Braterstwa Siusiaków w Słusznej Sprawie. Jest nadzieja dla tego podzielonego narodu - i ci bardziej z prawa i ci bardziej z lewa jednoczą się w Braterstwie Siusiaków, kiedy Sprawa woła. Cudnie, mamy płaszczyznę porozumienia! O taki breweriach, o jakich pisała Agata Komosa tutaj - że kobiety też brały udział w powstaniach, w "Solidarności" i że mimo to zawsze miały z tyłu głowy, że jest jakaś granica, bo jak one pójdą siedzieć, to kto się dziećmi zajmie (i że niewiele ma to wspólnego z równością, czy coś...) - w ogóle Żakowskiemu nie przychodzi do głowy. Dla tego niby to lewicowego publicysty historia Polski wygląda tak jak na tym filmiku Bagińskiego. I nadal powinna tak wyglądać. Bo przecież mężczyzna idzie na wojnę, a kobieta płacze, tuląc do czarnej spódnicy gromadkę dziatek.

Jak się ma dzieci, to ma się obowiązki. Niezależnie od tego, kim się jest i co się w życiu robi. Zaniechanie obowiązków wobec własnych dzieci jest haniebne i choćby najszczytniejsza działalność społeczna tego nie równoważy. O takim drobiazgu jak to, że Kijowski nie zalega z alimentami od listopada - czyli od powstania KOD - nie wspominając. Widać długo był na tej mentalnej wojnie. A może bił się z myślami - płacić czy nie płacić? Zaleganie z alimentami to nie jest "poświęcenie" i "cena" jaką muszą zapłacić dzieci. A domaganie się płacenia alimentów nie jest "ckliwym kawałeczkiem o dzieciach". Pozwolę sobie, jako bezczelna smarkula, udzielić red. Żakowskiemu rady, której i tak zapewne nie przeczyta, a już tym bardziej do serca sobie nie weźmie: to, że ma się fallusa, a przez to ma się głos, jeszcze wcale nie znaczy, że zawsze warto go zabierać.


wtorek, 8 grudnia 2015

Niewłaściwi ludzie na niewłaściwych miejscach

Nie, to nie jest notka polityczna. To nie będzie komentarz dotyczący rządu, choć tytuł mógłby sugerować coś wprost odwrotnego. To będzie wpis o innych niewłaściwych ludziach na niewłaściwych miejscach. Oczywiście, zawsze można napisać o stanowczych przeciwnikach antykoncepcji i współżycia przed/pozamałżeńskiego wśród ginekologów, którzy powinni zajmować się czymś, nomen omen, zgoła innym, niż sumienie pacjentki i jej życiowe wybory. Albo o dziennikarzach z bożej łaski, którzy nie potrafią napisać akapitu poprawną polszczyzną. O wszystkich wujkach Mietkach, zawołanych trenerach kadry narodowej w dowolnej dyscyplinie, ekspertach od podatków, polityki, a ostatnio także od Trybunału Konstytucyjnego. Ogólnie rzecz biorąc - otacza nas olbrzymia masa ludzi, którzy uwielbiają wypowiadać się na temat, na którym się kompletnie nie znają. Co więcej, są to ludzie wysoce przekonani o własnej kompetencji. Niezachwiani w swoich sądach. Największe ich stężenie na metr kwadratowy występuje na międzywydziałowych indywidualnych studiach humanistycznych oraz w mediach.

Otóż piszę zainspirowana newsem z Pudelka, który to portal jest dla mnie bardzo często źródłem wszelkiej inspiracji. Wypowiedziała się tam o hejcie, który jest problemem poważnym, bo ofiary wpadają w depresję oraz w skrajnych przypadkach wieszają się na skakankach, pewna domniemana hejtu ofiara. Edyta Pazura nie zamierza się wieszać na skakance, ale błyskotliwie diagnozuje problem hejtu w Internecie, jakiego regularnie pada ofiarą. Pozwolą Państwo, że przytoczę:

Za bardzo wpuściliśmy ludzi do świata mediów. Jednak po to te programy tworzą dziennikarze i wydawcy są za to odpowiedzialni, żeby ludzie, którzy się na tym nie znają, nie wchodzili do świata mediów. A za bardzo jednak gdzieś ich wpuściliśmy, przez to dając im anonimowość i możliwość wypowiedzenia się na tematy, na których się nie znają.

Źródło: klik

Sekunduje jej inna ofiara własnego buractwa i przekonania o supremacji w Europie, Jarosław Kuźniar:

Zaczęło się jakieś siedem-dziewięć lat temu i ma związek z marketingiem mediów - narzekał w wywiadzie. Zaczęło się od listów i mejli do redakcji. A potem same redakcje zaczęły zachęcać i się otwierać: "Piszcie, mówcie, dotykajcie nas". Rozwinął się Facebook, a my dalej prosiliśmy: "Chcemy być jeszcze bliżej Was, współredagujcie nas, głosujcie, co myślicie, zróbmy sondaż w każdej sprawie". Nie spodziewaliśmy się, że to może być zły dotyk. Zakładaliśmy, że mówimy do ludzi rozsądnych...

Źródło: klik 

Niesamowite, prawda? Celebrytka znana z tego, że wyszła za aktora komediowego i teraz wypowiada się na każdy dowolny temat - historycznych zaszłości polsko-ukraińskich, gotowania, wychowania dzieci, pigułki blokującej owulację, pracy menadżerki i organizowania iwentów oraz talentu jej małżonka - twierdzi, że do mediów wpuszczono niewłaściwe osoby, które wypowiadają się na tematy, które są im więcej, niż obce i winę za to ponoszą dziennikarze i wydawcy. Cóż za przenikliwa analiza własnej sytuacji! No i ten podmiot zbiorowy: "za bardzo wpuściliśmy". My, elita. My, ludzie mediów. My, kreatorzy przestrzeni społecznej dyskusji. Bez udziału społeczeństwa. Bo to my, w tym Edyta Pazura, śniadaniowa ekspertka od wszystkiego, się znamy i wiemy. No, klasyczna, by nie rzec - romantyczna sytuacja: "Dziewczyna duby smalone bredzi, / A gmin rozumowi bluźni". Edyta Pazura jest mądrzejsza od przeciętnego obywatela, więc ona mówi, a obywatel słucha. A jak obywatel się ośmieli powiedzieć, że pani Edyta nie ma pojęcia, o czym mówi, to panią Edytę hejtuje, bo jest bydłem, któremu niepotrzebnie dano klawiaturę i stałe łącze w atrakcyjnej cenie. Podobnie Kuźniar. Niestety, opcja wpisywania komentarzy pogrążyła chyba jego dobre samopoczucie.

Żeby była pełna jasność: ludzie w Internecie nad wyraz często komentują, dając wyraz swojemu zdziczeniu i niekompetencji. Jak w którymś filmiku powiedział Krzysztof Gonciarz, korzystanie z Internetu z opanowaniem podstawowych prawideł retoryki to męka i krwawe łzy. Nie wiem, jak z Internetu korzysta kadra Zakładu Literatury Baroku i Dawnej Książki, która nauczała mnie podstawowych prawideł retoryki, ale podejrzewam, że przy czytaniu komentarzy w Internecie prof. B. robi jeszcze smutniejsze i bardziej zawiedzione miny niż wtedy, kiedy usiłowaliśmy wymyślić poprawny sylogizm dwurożny. Z ludzi w Internecie wychodzi najgorsze zwierzę, to prawda. Ale podział na "my - elita, co wie i się zna" i "niekompetentnych, dzikich hejterów po drugiej stronie" nie obrazuje złożoności sytuacji. Bo niekompetentni kretyni zaskakująco często otrzymują czas antenowy, nieadekwatne gaże i poczucie, że są elitą...