wtorek, 23 lutego 2016

Dozwolone od lat 18, czyli magiczna moc jedzenia awokado

Czasami nie dzieje się nic. Ale jak już się dzieje, to mam anegdotek na całą notkę. Czasami zwykły wypad do Tesco po zakupy - i to szałowe, pokroju bananów, płynu do płukania tkanin i bakłażana - obfituje w drobne śmiesznostki. A było tak:

Odwiozłam Obywatela Małżonka na Wydział Pedagogiki i Psychologii, aby zdobył swój ostatni wpis w karierze, i tak już nazbyt długo trwającej, studenta psychologii. A że pod tym zacnym wydziałem nie ma absolutnie gdzie zaparkować, postanowiłam, jak zwykle, spożytkować ten czas w niedalekim Tesco, uzupełniając lodówkowo-spiżarkowe zapasy. Wjeżdżam, jak zwykle, na parking podziemny pod wielką galerią handlową i tropię miejsce. Jest. Między vanem a słupem, trochę ciasno, trzeba się skupić. Więc przyciszam zawodzącą i cierpiącą Janis Joplin do minimum, wytężam koordynację psychoruchową i uruchamiam tryb oczy-dookoła-głowy. Przystępuję do manewru parkowania. I nagle słyszę KRAAAAAAGHHHHKHHHHHR! Myślę sobie, o słodki Jezu w morelach, dobry Jeżu Anaszpanie, zarysowałam vana. No pięknie. Zaś poleci po ubezpieczeniu, będę musiała przepraszać jakiegoś furiata, dzwonić do serwisu Opla, gdzie odbierze sympatyczny pan Niepsuj (ten to ma nazwisko pod stanowisko, nie ma co), dlaczego ja, trudne sprawy, rozmowy w toku. Patrzę z niepokojem w lusterko, żeby oszacować rozmiar wgniecenia. A tam między zgrabną, czerwoną dupką mojej corsy a vanem całkiem sporo przestrzeni. To, co wzięłam za dźwięk starcia vana z corsą, transformersów na miarę naszej cywilizacji, to była... Janis Joplin. Przyciszona. Chcesz się cieszyć muzyką Janis, pociesz się w domu, bo w samochodzie grozi zawałem. Można się pocieszyć na przykład pod tym linkiem.

Uspokoiłam kołatanie serca, zgarnęłam wózek na zakupy, wyciągnęłam zawczasu przygotowaną listę sprawunków i sunę między regałami, przedrzeźniając spikerkę, która zachęca posiadaczy karty ClubCard do udania się do działu Tesco Finanse i ma tak fatalną dykcję, że aż mi skręca kiszki. Jak Adasiowi Miauczyńskiemu w "Dniu Świra", o tak, tyle że pani spikerka uparcie akcentowała... sylabę ostatnią. Zwłaszcza "finanse", które w jej wykonaniu brzmiały "finansEeee". Dżizus no. Więc pcham ten wózek, przedrzeźniam spikerkę, ładuję produkty do koszyka. A że prawie miałam stan przedzawałowy, to logicznym jest, że mam ochotę wieczorem napić się wina. Więc idę na dział z winami i kupuję to, co zwykle. "El Gordo", bo jest białe, bardzo niedrogie, całkiem niezłe i chwyciło mnie za serce, że ktoś nazwał wino "grubasem" i dla rozwiania wątpliwości ludzi takich jak ja - czyli władających hiszpańskim na poziomie A0,5 - na etykietce umieścili sylwetkę, ni mniej, ni więcej, grubasa. W międzyczasie dogonił mnie Obywatel Małżonek i wspólnie udaliśmy się do kasy, wspólnymi siłami rozładowując wózek i pakując zakupy do ekosiatek (bo ja słucham Tima Minchina i zawsze biorę płócienne siatki do supermarketu - Tim Minchin, "Canvas bags"). Pani kasjerka uśmiecha się miło, ale jakoś tak dziwnie na mnie spogląda. Myślę sobie, ki uj, szminkę mam na zębach? Moją piękną szminkę w odcieniu "Real red wine"? Oblizuję zęby ukradkiem na wszelki wypadek. Pani kasjerka łapie wino i pyta: "Kto z państwa będzie płacił?". Moja pierwsze myśl: a co cię to, babo, obchodzi, kto w naszym małżeństwie płaci za zakupy?! Ale potulnie odpowiadam i uśmiecham się (na wszelki wypadek bez pokazywania zębów, może rzeczywiście mam odbitą szminkę), że ja płacę. A pani mi na to - "To muszę poprosić panią o dowód". Mój donośny śmiech słychać było chyba aż na dziale rybnym. Że nie wyglądam na swój wiek, to wiem. Że nie wyglądam na mężatkę, doktorantkę i dorosłego człowieka, który robi listę zakupów i kupuje płyn do płukania tkanin. Wiem. No ale kaman, żebym nie wyglądała na 18 lat?! Ze szminką w kolorze "Real red wine"?! W granatowym płaszczyku i z torebką? W pełnym makijażu i okularach?! Z, kurka siwa, obrączką i mało tego - z mężem z obrączką?! To wszystko przez to niby odmładzające awokado, które lubię sobie rzucić na kanapkę. To na pewno przez to. Albo jestem Benjaminem Buttonem.

W drodze powrotnej cztery razy sprawdzałam w lusterku, czy wyglądam aż tak szczylowato. No, nie ma co, pani kasjerka potwierdziła skuteczność awokado stosowanego doustnie, jak i kremu eko stosowanego zewnętrznie. Polecam, puella aeterna.