niedziela, 9 marca 2014

Ściganie Manify po mieście

No byłam przekonana, że na 14:00. A tu jednak na 13:30. Tak, razem z Lubym i dwiema Matkami ścigaliśmy Manifę po mieście. Jak w końcu ją dopadliśmy na Placu Sejmu Śląskiego, to okazało się, że więcej policji dookoła niż uczestniczek i uczestników Manify. Ale pościg był brawurowy. Dołączyliśmy na koniec, podpisaliśmy petycję o ratyfikowaniu konwencji przeciw przemocy wobec kobiet, dostałyśmy po tulipanie od Amnesty International, postaliśmy z 10 minut celem wsparcia, ale powiem szczerze, że mizernie to wyglądało. Nie wiem, co poszło nie tak. Słaba akcja promocyjna? Do ludzi nie dotarła informacja o marszu? Abo Ślązaczki wolom filować bez okno, oparte o fynsterblat? Wolę nie wierzyć w wersję, że po prostu wszystkim wszystko jedno w Katowicach. Abo że warziły uobiod i nie poszły. Mimo półgodzinnego ponad spóźnienia i raczej małej frekwencji uważam Manifę 2014 w Katowicach za udaną, przynajmniej w moim wymiarze prywatnym. Po pierwsze i najważniejsze poszłam z Narzeczonym. Nie, nie był specjalnie oporny, poszedł chętnie i z pełnym przekonaniem. Dlatego uważam, że feministki powinny wiązać się z innymi feministkami płci obojga. To bardzo ułatwia życie, serio. Ale najważniejsze, że poszły z nami nasze mamy (Luby oczywiście marudził, że prawdziwy sukces byłby wtedy, gdyby poszedł z nami mój tata, ale Luby bywa ekstremistyczny i idealistyczny). Moja mama ostatnio w ogóle przeszła jakąś wewnętrzną przemianę. Pozytywną, moim skromnym zdaniem, a ja, jako naczelna trucicielka, cały czas ją podtruwam oparami feminizmu. Ostatnio "Zadrę" jej podsunęłam. Internetową, więc może dlatego od razu nie chwyciło i chyba powinnam w końcu zaprenumerować papierową. Poszła z nami też mama Narzeczonego, co było ważne szczególnie. Moja przyszła teściowa jest znacznie bardziej oporna niż moja mama i zasadniczo rzadko kiedy się z teściową in spe zgadzam. Ale to nie dlatego, że jej nie lubię. Moja teściowa jest naprawdę ok. Nawet jak nie ma racji (co, wbijam jej szpileczkę, bo wiem, że to czyta, zdarza jej się nadspodziewanie często). Uważam ją za silną kobietę i bardzo podziwiam. I nawet jak strzelam w jej stronę serią szpilek, to tylko dlatego, że czuję się na tyle pewnie, że wiem, że nie muszę potakiwać.

W przyszłym roku też pójdę na Manifę. Choćby i 10 nas miało iść, to lepiej 10 niż żadna. Może odezwie się mój uśpiony, wewnętrzny społecznik (ostatnio uśpiłam go, kiedy zdałam sobie sprawę, że zainteresowanie polityką w wydaniu polskim skończyć się może u mnie zawałem, łupieżem, wysypką albo wparowaniem do Sejmu z maczetą i walenie na oślep, gdyż dostaję łatwo białej gorączki, kiedy ktoś gada od rzeczy albo głupio; ja wiem, że ludzie mają prawo do swoich poglądów i szanuję to prawo, choć szanowanie cudzych głupich poglądów przychodzi mi z dużym wysiłkiem) i zaangażuję się w organizację. I apeluję: DZIOŁCHY! Nie filujcie ino bez okno! To was dotyczy.

I w związku z powielanymi uparcie stereotypami (polecam odcinek "The Straw Feminist" na Feminist Frequency,do obejrzenia tutaj): nie, nie zjadam mężczyzn na śniadanie, nie, nie trzymam jąder ukochanego w torebce, nie, mój narzeczony nie jest biednym, stłamszonym pantoflarzem, którego terroryzuję i zapędzam do robót domowych; dzielimy się nimi. Nie, nie pałam do mężczyzn nienawiścią, a jeśli do jakiegoś pałam, to nie z powodu jego płci, a tego, że jest pacanem (dotyczy to również kobiet). Nie, feminizm nie kończy się wtedy, kiedy trzeba wnieść fortepian na trzecie piętro, gdyż po pierwsze: wskażcie mi samca, który sam wniesie fortepian bądź sofę GDZIEKOLWIEK, a po drugie: jak wskażecie, to serdecznie mu gratuluję i sugeruję założyć jednoosobową firmę przeprowadzkową, bo ma potencjał. Albo pomyśleć o podnoszeniu ciężarów i wsparciu naszej reprezentacji narodowej. A jak nie może, to niech nie próbuje, bo przepuklina i nadwyrężony kręgosłup są bolesne i dokuczliwe. I na koniec: nie, feminizm nie dąży do zdegradowania mężczyzn i wstawieniu kobiet na ich miejsce. Choć uprzywilejowanym może się wydawać, że rozszerzenie ich przywilejów na kogoś innego jest krzywdzące, to nie, nie jest. Feminizm to radykalne przekonanie, że kobieta jest człowiekiem, jak gdzieś przeczytałam.

I na koniec, dla uśmiechu Mod Carousel i "Blurred Lines": parodia hitu Robina Thicke.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz