sobota, 17 maja 2014

Obiecywałam sobie, że nie będę o tym pisać, ale...

... nie wytrzymałam. Miałam nie pisać o Eurowizji i Conchicie Wurst z kilku powodów. Po pierwsze, w życiu nie obejrzałam ani jednej Eurowizji. Serio, ani jednej. Co jest najlepszym dowodem na mój najwyższy brak zainteresowania. Wiem tylko, że Polska jakoś nigdy furory nie zrobiła i zawsze mieliśmy na to tysiąc pińcet usprawiedliwień. Po drugie, ileż można o tym samym i roztrząsanie, dlaczego nie wygrały "nasze zdrowe dziewczyny", a wygrała "baba z brodą" i że w ogóle "zdeprawowana Europa" jest doprawdy żałosne. Po trzecie, jestem olbrzymią fanką kiczu, kocham kicz, ale od tego eurowizyjnego w samej warstwie wizualnej zęby bolą. Więc miałam nie pisać i w ogóle się nie zajmować. Ale brak mi konsekwencji, nie wytrzymam, "czasami człowiek musi, inaczej się udusi".

W tym roku wystawiliśmy "My Słowianie". Obejrzałam ten teledysk wielokrotnie, jeszcze zanim pojechał reprezentować nasze "cnoty narodowe". Chyba cierpię na uwiąd starczy, bo jestem przekonana, że mam całkiem niezłą świadomość o znaczeniu pojęcia "ironia" po bez mała 5 latach studiów polonistycznych. Ale wiem też, że wszystkich rozumów nie pozjadałam, więc może się mylę i czegoś nie doczytałam. Na chwilę obecną jednak ironii w teledysku nie widzę, a jedynie ordynarne szczucie cycem. No ale. Widocznie nie ja jestem projektowaną odbiorczynią tego dzieła, nie do mnie to ma trafiać, a, że posłużę się terminem mego Lubego, jest to "softporno dla narodowców". Co do tekstu - no tak to już jest z komercyjnymi piosenkami, że ich teksty są durne i nic na to nie poradzimy. Co do "chowania na swojskiej śmietanie", to jestem żywym przykładem, że na "porost cyca" to nie działa (a chowana na swojskiej śmietanie i na swojskim twarogu, robionym przez moją śp. Babcię, to ja byłam, mleko prosto od krowy w dziecięctwie piłam, jaja kurze w drewutni zbierałam i co?). Nie jestem też folkloroznawczynią ani ekspertką od wsi polskiej (dzieciństwo spędzone jedną nogą w woj. świętokrzyskim mnie nią nie czyni), ale mogę zapewnić, że wieś polska to na pewno nie jest skansen z przeniesioną chatą z Istebnej z połowy XIX wieku. Kto kiedyś jechał przez wsie polskie, ten ma świadomość, że architektonicznie króluje "gargamel wszechpolski", cechujący się elementami dworku szlacheckiego, wieżyczką, wykuszem oraz sidingiem i pelargonią (i uprzedzam ataki: nie, nie każdy na wsi mieszka w gargamelu, wiem o tym). Piosenka Donatana i Cleo w jednym szeregu stawia wszelkie dobra ziem polskich: wódeczkę, śmietankę, chleb rumiany i oczywiście dziewczyny. A nawet przede wszystkim dziewczyny, które są właśnie jako ten chlebek rumiany (a niektóre to nawet jak razowiec, jak dłużej na solarium posiedzą) i są największym tej ziemi bogactwem i chlubą. Wiadomo, najwięcej witaminy itd., kobiety są dobrem narodowym, do narodu należącym i basta. I oczywiście "to, co nasze jest, najlepsze jest, bo nasze jest!". Pewne podobieństwo do frazy "moja racja jest bardziej mojsza, niż twoja twojsza, bo moja racja jest racja najmojsza!" (cytat może być niedokładny, bo z pamięci) z "Dnia Świra" to zapewne czysty przypadek, ale potwierdza tylko diagnozę Koterskiego. Nic nowego, nic specjalnego i jasne, że oburzać się i wykazywać oraz stereotypy szkodliwe obnażać można, ale zrobiono to już tyle razy, że mi się nie chce. Zrobiono to już za mnie, więc nie będę powtarzać ani dowodzić, że piosenka i teledysk są seksistowskie. No i Eurowizji znowu nie wygraliśmy, choć szumu wokół siebie narobiliśmy i "nasze polskie dziewczęta" zareklamowaliśmy, możemy się teraz spodziewać całych wycieczek z jakiejś Szwabii albo innej Owernii, czy nawet, zaszalejmy, z dalekiej Andaluzji, zmierzających w różne kraju strony w celach matrymonialnych. Wygrała Conchita Wurst. I co? I rozpętało się piekło.

Nie będę Conchity i całego środowiska LGBTQ bronić i wykazywać, jakim wspaniałym, subwersywnym triumfem jest wygrana piosenki "Rise like a phoenix". Bo guzik mnie to obchodzi. Nie będę szczegółowo analizować występu Wurst, bo on mnie mało interesuje. Chciałabym tylko zaznaczyć, że Conchita nie jest "przeciw naturze" (wszak biologicznym mężczyznom brody rosną, czyż nie?), a jak już, to przeciw kulturze, jak się chcemy bawić w takie opozycje, bo będąc mężczyzną, co jest podkreślone brodatą żuchwą, ubiera się i maluje tak, jak w naszej kulturze zwykły to czynić kobiety (a zwłaszcza szczególny ich gatunek, zwany "diwą estradową"). I już. Piosenka taka sobie, występ - dopracowany, kiczowaty, Conchita świetnie wpisuje się w gesty, wygląd, aurę diwy. Plus broda. Przyciąga uwagę. I sukces gotowy. Sprawa zamknięta. Czyżby? Otóż nie.

Nasi "reprezentanci" (ja tam się nie czuję szczególnie reprezentowana, ale też nie czuję potrzeby bycia reprezentowaną) po zakończeniu konkursu zachowywali się kretynicznie, co było do przewidzenia. Nie będę się natrząsać z żenujących wypowiedzi o tym, że Europa, wybierając "babę z brodą" zamiast "zdrowych Słowianek" zmierza w złą stronę albo co to za czasy, że dobry cyc w kaftaniku nie zapewnia wygranej. No, to jest oburzające. Skoro dobry cyc w ekspozycji może sprzedać wszystko, od rzeczy tak oczywistych, jak stanik, po rzeczy tak nieoczywiste w kontekście cyca, jak koparka czy blachodachówka, to dlaczego cyc i to osadzony na kilku nosicielkach nie zapewnia wygranej na Eurowizji?! Skandal! Ale to też było do przewidzenia, bo jakże to tak, my im tu eksponujemy najlepsze, co mamy i NAJZDROWSZE, co mamy, a oni co? Cleo i Donatan zafundowali nam wieloodcinkowy serial pt. "Duma i uprzedzenia" i też nie ma się czym specjalnie wzniecać. Burok jest burokiem i nic tego, najwyraźniej, zmienić nie może. Wszystko to przewidywalne. Ale poszło już za daleko. Dowiedziałam się o wszystkim z nieocenionego źródła wiedzy, jakim jest portal pudelek.pl. I od razu przeklejam linka do samodzielnego zapoznania się z materiałem: KLIK. Zabawnych, mniej zabawnych i wcale nieśmiesznych "przeróbek" tej słynnej (i świetnej!) sceny z "Upadku" krąży po Internetach niepoliczalna ilość. I, jak zaznaczyłam, nie każde jest śmieszne. Problem z tym zaprezentowanym w linku powyżej jest jednak poważniejszy. Nie chodzi o to, że nie wpisał się w moje poczucie humoru. Problem w tym, że jest dość przerażający. Zagazowanie kolejnych 6 milionów Żydów ze złości po wygranej Conchity? O takich pomniejszych problemach tego filmiku, jak zupełne uprzedmiotowienie kobiet (przykładów jest tam tyle, że nie trzeba podyplomowych studiów z gender, żeby wychwycić) nie wspominając. Pozostaje mieć nadzieję, że ten filmik miał "wyśmiewać" argumenty Donatana, a ten nie chwycił ironii, od której jest specjalistą. Ja chcę wierzyć, że ten filmik miał być "ironiczny", a nie na serio. Proszę pozwolić mi na młodzieńczą naiwność. Bo jeśli został zrobiony w takiej tonacji, w jakiej Donatan go odczytał, to ja się boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz