niedziela, 6 listopada 2016

Czy to ważne, skąd pisarz bierze zupę?

Piszę zainspirowana artykułem z "Wysokich Obcasów", poświęconym rodzinie Grochowiaków, a przede wszystkim jego żonie, Madzi. I nie chodzi mi o to, czy pani Grochowiakowa była złą czy dobrą żoną i matką, czy powinno się wysyłać dzieci do wujostwa, czy wybaczać mężowi zdrady - bo to mnie w gruncie rzeczy guzik obchodzi, bo są to kwestie do rozwiązania między Stanisławem a Madzią. Interesuje mnie coś innego - mój moralny oburz na zupełnie "naturalną" nieporadność życiową Poety i zupełnie "naturalną" zaradność jego małżonki. To znaczy - do szału mnie doprowadza kolejny opis rozgarniętej małżonki Wybitnego Umysłu, która musi się zaopiekować Geniuszem, gdyż Geniusz jest tak zajęty pisaniem wierszy / malowaniem obrazów / stawianiem kamieni milowych w wybranej dziedzinie naukowej, że nie umie zaparzyć sobie herbaty, zrobić kanapki, ugotować zupy i wbić gwoździa w ścianę oraz załatwić sprawy w urzędzie.

Historii małżonek, które były zarazem redaktorkami, korektorkami, kucharkami, sprzątaczkami, prywatnymi asystentkami ds. rzeczywistości jest na pęczki. Grochowiakowa to tylko jedna z miliona. Jasne, możemy powiedzieć,  że patriarchat, rola kobiety i tak dalej, że "w tamtych czasach" to było oczywiste, że żona zajmuje się domem na wyłączność, ale jak facet jest artystą, to już w ogóle może sobie odpuścić. Wiadomo, artysta, a już zwłaszcza poeta, to jednostka szczególna i niejako na pograniczu genderowym, co dodatkowo po końcówkach (nomen omen!) łacno widać, gdyż zarówno "artysta" jak i "poeta" to rzeczowniki męskoosobowe, ale z końcówką -a, którą zwykle w polszczyźnie mają rzeczowniki w rodzaju żeńskim. No więc - chłop, skoro rzeczownik męskoosobowy, a skoro chłop, to sprzątać, gotować i zajmować się dziatwą nie będzie. Ale skoro ta końcówka -a, to też trochę baba, jak baba, to wiadomo - trochę nierozgarnięty, młotkiem operować nie potrafi, w urzędzie sprawy nie załatwi, nierozsądny, trochę roztrzepany, emocjonalnie niestabilny. Potrzebuje kogoś racjonalnego i poukładanego, kto mu życie ogarnie. I wiktu. I opierunku. Słowem: żony. Potwierdzają to dzieci poety: "W domu [Madzia - AW-Z] zajmuje się wszystkim. Tata nawet gwoździa nie przybije. Jak raz próbuje, od razu leci mu krew. W końcu jest artystą*." No, w końcu jest. Więc skoro błąka się tam, gdzie "Liryka, liryka / Tkliwa dynamika / Angelologia i dal" (to, co prawda, z innego podejrzanego typka), to ma prawo do swoich drobnych dziwactw. Taka danina za iskrę bożą. Toteż: "Dwie godziny spędza w łazience, w końcu wychodzi: „Madziu, jadę do redakcji”. Taksówkarz najczęściej czeka już od godziny. Mama pilnuje, by ojciec niczego nie zapomniał. Z powrotami z redakcji bywa różnie.". Różnie, ale zawsze punktualnie. Na ten uroczy, poetycki sposób, rzecz jasna: "Jest bardzo punktualny. Jak mówi, że wróci do domu o 16, to wraca, choćby tydzień później. Kiedy nie wraca, mama już wie, że pewnie poszedł w tany. Wydzwania do redakcji, mówią jej, że może jest u kochanki albo w domu pracy twórczej. Bywa, że nie ma go miesiąc. Kiedyś wychodzi i z domu pracy twórczej w Radziejowicach wraca po pół roku. Kiedy pytamy, Madzia nie komentuje. Ojca po prostu nie ma. I tyle.". Ale przecież wszystko można mu wybaczyć, gdyż "Staszek to nieprawdopodobna osobowość.". A skoro taka nieprawdopodobna, to i wygląda należycie. Jak dandys. Jeno nieco turpistyczny, wszak poeta-turpista, więc nie może być zbyt cacanie:
"Stroje domowe nie obowiązują. Zawsze gotowy na przyjęcie gości. Nigdy nie oglądamy go bez koszuli. Wciąż wypachniony. Podąża za modą, ale nie ma gustu, źle się ubiera. I to nieprawda, co mówią, że odpowiedzialna jest za to Madzia. Na tysiąc sposobów próbuje go odwieść od takiego ubierania. A on po swojemu: nieudolnie, bez fasonu.". Ale trzeba jej oddać, że próbowała, tylko on taki duch wolny i niereformowalny. I bardzo, bardzo wrażliwy: "Boi się ciemności i duchów, ten strach to pamiątka z powstania warszawskiego. Więc gdy wydaje się, że straszą, Madzia, jedyna odważna, idzie na strych i przegania koty. Bez niej jest nieporadny. Darzy ją zaufaniem, jeśli chodzi o zdrowie, o jedzenie. Przy niej czuje się bezpiecznie.". Że ktoś ma lęki po powstaniu to rzecz ani dziwna, ani wstydliwa, to się nazywa trauma i nie jest to doświadczenie łatwe. Ale skoro jest poetą, to od tego ma żonę, żeby tym także się zajęła. Jako że jest wrażliwy, jest też niesłychanie emocjonalny i nieracjonalny: "Jaki on jest zazdrosny. Mama ogląda przemówienie Cyrankiewicza, a jemu do głowy uderza, że jest w nim zakochana. W takich sytuacjach obraża się, zamyka się w łazience albo spaceruje po Sadybie. A mama jest racjonalna, tylko puka się w czoło.". Taksówki pojawiają się jako stały motyw tych wspomnień. Najczęściej czekające już od godziny pod domem, kiedy poeta siedzi w łazience, ale okazuje się, że stoją tam nie bez powodu, gdyż: "Panicznie boi się podróży. Po poznańsku mówimy, że ma reisefieber. Akceptuje tylko rodzinne wyjazdy na wakacje [...]. Kiedy Staszek ma sam wyjeżdżać, od razu łapie anginę. Kładzie się w łóżku:
»Madziu, jestem taki chory, odwołaj wszystko«. Madzia odwołuje. Schodzi do taksówki, bo często już taksówka czeka, tłumaczy, że pan Stanisław się rozchorował.
Staszek jeździ tylko taksówkami. Jak wyjeżdżamy poza Warszawę, mama zajmuje się pakowaniem, szykuje dzieciaki, biegnie z nami i tobołami na dworzec, jedziemy pociągiem. On dojeżdża taksówką.". Taksówką. Na wakacje. A jak ma jechać sam, to ma nagły atak anginy i małżonka odwołuje taksówkę. No, ale trzeba mu przyznać, że utrzymuje ich wszystkich: "Staszek dojeżdża na gotowe. To prawda, pilnuje, by było za co żyć. Madzi pieniądze się nie trzymają. Ale formalności, urzędy – prawie wszystko załatwia ona. Ojciec nawet nie wie, co podpisuje. »Madziu, załatw to«, prosi.". Z jednej strony, ojciec-poeta pilnuje, aby było za co żyć, z drugiej - wspomnienia o klepaniu biedy i jedzeniu śledzi na 100 sposobów oraz o robieniu swetrów na handel przez Madzię. Czyli raczej pilnuje, aby było za co przeżyć, co w moim (skażonym być może kapitalistycznym konsumpcjonizmem) odczuciu stanowi znaczną różnicę od "było za co żyć". Wiele rzeczy jest dla niego za trudnych, nie tylko urzędy i komunikacja miejska: "W połowie lat 70. Staszek jest już schorowany, coraz częściej mówi, że chce mieć swoją pracownię. Dostaje kawalerkę na Czerniakowskiej. Dojeżdżać? Nie on. Za trudne. Więc przeprowadzka. Mama musi jechać z nim, bo on nawet herbaty nie umie sobie zrobić. Dwie lewe ręce. Raz próbuje naprawić coś w łazience, po chwili wybiega z podwiniętymi nogawkami: »Madziu, ratunku, topię się!«. Na zakupach mama dźwiga torby, on jej towarzyszy.". Oczywiście pojawia się też kwestia kochanek: "Tak do końca zdajemy sobie sprawę z jego romansów dopiero po śmierci ojca. Kiedy mieszka u pani Marysi, nie zapomina o nas, wysyła ją na pocztę, by Marysia wysłała nam pieniądze. Z Marysią do dzisiaj mamy dobry kontakt.". Żona to funkcja, nie osoba. Pani Marysia też może być żoną.

* - wszystkie podkreślenia w cytatach moje.

A miejmy świadomość, że to tylko jedna z setek podobnych opowieści. Małżeństw, gdzie nie tyle istnieje ścisły podział obowiązków na te kobiece (dom i dzieci) oraz męskie (zarabianie na to wszystko, czym ona się zajmuje i opiekuje), co tworzenie warunków cieplarnianych, aby rzadki kwiat talentu nie uwiądł przypadkiem. Tolerancję dla artystów mamy olbrzymią, wolno im więcej, bo to "nieprawdopodobne osobowości", malowane ptaki, emocjonalni wrażliwcy, którzy potrzebują kogoś, kto im zrobi herbatę, przegoni koty ze strychu i odwoła czekającą od godziny taksówkę oraz wymyśli, jak utrzymać liczną rodzinę za marną pensyjkę. Ale ostatecznie, czy to ważne, skąd pisarz bierze zupę? Czy to ważne, czy ma od tego żonę, czy gotuje sam, czy jada w barze mlecznym? Cóż, być może nieważne. Na pewno nie z perspektywy literaturoznawczej, to znaczy pisarz nierozgarnięty życiowo nie musi być koniecznie ani lepszy, ani gorszy od pisarza rozgarniętego, bo nie od tego efekt końcowy w postaci literackiej udatności utworu zależy. Ale życie prywatne pisarzy nas interesuje. Nie tylko nas - "czytelników zawodowych", ale też wielu czytelników niezawodowych, miłośników literatury po prostu. Lubimy wiedzieć coś więcej o tej osobie, której nazwisko widzimy na okładce, a zdjęcie na odwrocie. A najlepiej, żeby ten posiadacz iskry bożej, natchniony pisarz, miał życie niekonwencjonalne, trochę szalone, barwne, żeby był trochę inny od nas. Taki, no, tego, poetycki jakiś. Cały w uniosach i metaforach. Uskrzydlony jakiś taki. A nie, że wstaje rano, pije kefir, pisze wiersz, a potem gotuje botwinkę. A wieczorem nastawia pranie i je rozwiesza na rozkładanej suszarce na balkonie. No panie, co to za poeta w ogóle?!

Może to kwestia pokoleniowa, może to kwestia zainteresowania kobietami-pisarkami (a one, z przyczyn kulturowych, rzadko miewały żony, które by im oporządzały świat), ale ja jednak wolę pisarzy życiowo rozgarniętych. Takich, co wiedzą, gdzie przylepić znaczek na kopercie i jak umyć łazienkę. Nie twierdzę, że są od tego lepszymi pisarzami, bo niekoniecznie. Po prostu, jakoś tak... wzbudzają moją sympatię, jeśli nie czują się tak mocno szturchnięci przez palec boży, że im się perspektywa życiowa skrzywiła. I wszystko orbituje wokół nich.

2 komentarze:

  1. Prawdziwy zaklęcie zaklęć miłości Dr.Obodo. Zaklęcia przyciągające miłość, powstrzymujące rozwód, zaklęcia małżeńskie, przynoszą utraconą miłość, pieniądze i bogate zaklęcia, zaklęcia ochronne, zaklęcie płodności
    E-mail: templeofanswer@hotmail.co.uk
    Zadzwoń, Viber i WhatsApp +2348155425481

    OdpowiedzUsuń