środa, 30 listopada 2016

Święta a sprawa polska

Bardzo lubię Święta. Dla mnie dyskusja o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy jest absolutnie bezcelowa - wiadomo, że Święta Bożego Narodzenia, heloł. Nie chodzi mi tu o kwestie teologiczne, bo tu nie jestem absolutnie kompetentna. Po prostu gdybyśmy nie mieli jakichś Świąt pod koniec grudnia, to zaczęlibyśmy się mordować albo masowo skakać z 10. piętra wielkiej płyty albo oba naraz. Jest ciemno, zimno, kolejny kijowy rok dobiega końca, a nasze życie jawi się beznadziejne jak nigdy. Ponadto, na grudniowe Święta jest, z perspektywy wegetarianki uzależnionej od cynamonu, sporo wybornego żarcia, czego o kiełbasach, szynkach i wielkanocnych żurach powiedzieć nie sposób. A ja cynamon i inne przyprawy korzenne sypię do wszystkiego, jak leci, przez cały rok. Święta to dla mnie okazja na wykupienie wszystkich paczek cynamonu z Tesco i sypania go bez umiaru.

Nie każdy ma też takie szczęście, że rodzina wprost promieniuje wsparciem i pierniczkami. Czasami jest tak, że blask choinki pięknie rozświetlałby grudzień, gdyby nie gasiło go życie rodzinne (by Magdalena Tulli, "Szum"). Wtedy polecana jest pidżama w renifery, wielki kubeł dobrych rzeczy i piosenki Wham! w samotności albo z kotem w pierwszy lub drugi dzień świąt. Grzane wino z przyjaciółmi też brzmi rozsądnie. Whatever works. Ten czas i kaloryczne przekąski powstały po to, żebyśmy nie zwariowali w najtrudniejszym klimatycznie momencie roku i nie dajmy sobie tego odebrać kłótniami frakcji PiS i frakcji PO w rodzinie (podczas gdy frakcja PSL oraz frakcja posłów niezrzeszonych oraz opozycja pozaparlamentarna milczy, jak zawsze), zbyt dociekliwymi pytaniami ani werbalnym usg macicy. Tu trzeba być twardym i nie dyskutować z terrorystami. Jeśli rodzina nie współpracuje, nie dać się, a potem zrobić sobie detoks. Jeśli rodzina współpracuje, jesteście szczęściarzami, podobnie jak ja, i o ile nic nie tąpnie 23. grudnia, czekają Was przemiłe Święta. Ja zamierzam, tradycyjnie, spędzić Święta z rodziną, a okres okołosylwestrowy z przyjaciółmi w domku w górach, dojadając resztki ze Świąt kilku rodzin, jedząc tosty z serem i zupki chińskie obficie podlewane winem, oglądać słabe filmy klasy B, poświąteczny nadmiar jestestwa ukrywać w cieplutkiej bluzie uniwersyteckiej i nie mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, bo wystarczy, że robotę mam inteligentną i żywię się zdrowo przez cały rok, a Święta nie są od tego, żeby oglądać Bergmana jedząc jarmuż.

Czemu o tym piszę akurat teraz, jak grudzień się jeszcze dobrze nie zaczął? Gdyż mieszkam w kiepsko wentylowanym bloku, co na co dzień jest okolicznością przykrą, a dziś, dla odmiany, było okolicznością miłą. Mieszkamy na samym szczycie tej perły budownictwa peerelowskiego, tj. na 4. piętrze i zanim doczłapiemy do siebie, mamy pełen przegląd, co je cała klatka schodowa. Zwykle czujemy: rosół, który w mojej ocenie śmierdzi okrucieństwem i wygotowanym trupem, kotlety, smażeninę, rybę, coś tak cuchnącego, że nie dziwota, że sąsiad ma taką minę, pewnie boli go brzuch, kalafiora (tu muszę się przyznać, że sami często emitujemy ten fetorek, podobnież eau de brokuł oraz biedacurry z koszmarów prawdziwego Hindusa). A dziś gdzieś koło 2. piętra czułam... pierniczki. Pierniczki z lukrem. I poczułam magię Świąt. Chociaż moja mama uważa, że to nie pierniczki pozwalają poczuć magię Świąt, a kilka kilo kapusty kiszonej w trakcie gotowania. Z grochem. No ale dzięki magii Świąt mój nie najpiękniejszy blok pachnie w środku jak ekspozycja w galerii handlowej, czyli generalnie Zachód, luksus, dobrobyt i sukces życiowy.

W kwestii Świąt moim manifestem mogłaby być piosenka Tima Minchina "White Wine in the Sun" (w zasadzie w wielu kwestiach jego utwory satyryczne mogłyby robić za moje manifesty, chociaż czasami jest zbyt pro-Dawkinsowski jak dla mnie). Oczywiście realia są trochę inne, Tim jest Australijczykiem i dlatego jego rodzina może pić sobie białe wino w słońcu na Święta. U nas w tym czasie słońca jak na lekarstwo, a wino króluje raczej czerwone. Ale ja może zacytuję:

"I really like Christmas
It's sentimental, I know, but I just really like it
I am hardly religious
I'd rather break bread with Dawkins than Desmond Tutu
To be honest
And yes, I have all of the usual objections
To consumerism, the commercialisation of an ancient religion
To the westernisation of a dead Palestinian
Press-ganged into selling Playstations and beer
But I still really like it
I'm looking forward to Christmas
Though I'm not expecting a visit from Jesus"

No, może z taką różnicą, że ja chyba wolałabym podać rękę abp Tutu niż Dawkinsowi, ale chodzi mi raczej o ideę. Tak, wiem, że Święta są kiczowate, wiem, że oczekiwanie na nie jest nieco sentymentalne, ale fuck it. Nie dam sobie tego zabrać i będę bronić każdej jednej śnieżynki w brokacie i czerwonego papieru w złoty nadruk. I nie, nie jestem religijna. Nie jestem katoliczką. Ani zwolenniczką komercjalizacji martwego Palestyńczyka. But I still really like it. Tak, Święta się skomercjalizowały, obchodzą je (i to niekoniecznie szerokim łukiem) nie-chrześcijanie i wszystkim zdegustowanym tym faktem chrześcijanom chcę powiedzieć: zjedzcie pierniczka, nie będziecie tak gwiazdorzyć. I dostrzeżcie pozytywne strony tej sytuacji: na pasterce będzie mniejszy ścisk, mniej woni naftaliny, intensywnych perfum i gorzały, będzie można w spokoju przeżywać narodziny Jezusa bez ryzyka omdleń. A skoro już ustalono Święta wtedy, kiedy świętowano w rozmaitych kultach pogańskich po prostu przesilenie zimowe, w rozmaitych anturażach, to nieco zajiżdżo, panie tego, hipokryzją mówienie o "prawdziwej naturze i istocie Świąt"... Toteż - zjedzcie pierniczka, wyluzujcie, może nam być wszystkim miło i przyjemnie i taka jest bazowa idea tych Świąt dla mnie.

Ale nie. Tak być nie może. Nie tu, nie w Polsce, która niedawno kolejny raz intronizowała sobie martwego Palestyńczyka. To jest kraj katolicki, tu się odbywa prymitywne znaczenie terenu, tylko że cywilizacja poszła do przodu i zamiast obsikiwać terytorium, teraz się je kropi wodą święconą i okadza, żeby było wiadomo, dla wszystkich było absolutnie jasne, że kraj jest to katolicki. Jak kogo temat interesuje, to szczegółowo i w stylu biczującym zajął się nim ks. Charamsa o tutaj. Do tego z kolei nawiązuję dlatego, że obejrzałam dzisiaj reklamę Lidla, która ma taki lekko, ale to lekko feminizujący przekaz (taki niskotłuszczowy i lekkostrawny). Otóż kampania nazywa się Santa Clara i nie ma żadnego związku ze św. Klarą od zakonu i św. Franciszka. Żadnego. Podobnie jak Santa Claus, pulchny pan w czerwonym kubraku, jeżdżący saniami zaprzężonymi w renifery, nie ma żadnego związku ze św. Mikołajem, biskupem z Miry. Santa Clara została dobrana brzmieniowo pod Santa Clausa, koniec pieśni. A kampania lidlowska sugeruje, skądinąd wielce słusznie, że kobiety sprzątają, pieką, gotują, podają i wytwarzają atmosferę i należy im się trochę splendoru z tej okazji, który ma zapewnić właśnie Santa Clara, ubrana, w przeciwieństwie Santa Clausa w kolorach Coca-Coli, w kolory Pepsi. Reklama jest zabawna, jedną panią ściga fantomowy drób pieczony, inna ogarnia wszystko sama, jeszcze inna kupuje prezenty, które wręcza Santa Claus, ucharakteryzowany na podstarzałego playboya-celebrytę. Aż dochodzi do rewolucji Santa Clar, które organizują wszystkim wspólne Święta i przekrzywiają choinkę. Ja uważam, że bardzo słusznie, bo w moim domu, jak żyję te 26. lat, choinka jeszcze nigdy nie była prosta i dopiero kilka lat temu dojrzeliśmy do tego, że najwyraźniej tak ma być i krzywe choinki w naszym domu należy pokochać. No i Lidl mówi nam, że niezależnie od wszystkiego, jest z nas, kobiet przygotowujących Święta, zawsze dumny i my też powinnyśmy, bo jesteśmy superekstra, że to wszystko robimy. Kampania, jak to kampania międzynarodowej marki, jest maksymalnie zglobalizowana - dla wszystkich jest jasne, że w Polsce na Święta nie jada się raczej indyków faszerowanych, w kampanii nie ma słowa o barszczu i karpiu. Ale też ciężarówka Coca-Coli nie obwozi nam kompotu z suszu po kraju, nieprawdaż? Taka natura takich kampanii, próbują nam z okazji Świąt sprzedać niekoniecznie "świąteczne" produkty. Mimo wszystko - przekaz kampanii mi się podoba, Święta dla wszystkich (tak jak Lidl, dodają sprytni spece od marketingu), doceńmy trochę nasze matki, żony, siostry i ciotki, bo się spracowały. No i może trochę im pomóżmy. A przede wszystkim - trochę luzu. Większości, tak jak mnie, kampania się podoba, a trochę lajcikowego feminizmu tylko nam pomoże, nie zaszkodzi. Ale zawsze znajdzie się jakiś obrońca-mąciciel spod znaku "Święta a sprawa polska", oburzający się na to, że my przecież w Polsce nie jadamy faszerowanych indyków, dlaczego w tej reklamie nie ma karpia, święty Mikołaj to nie playboy w kolorach firmowych niezdrowego napoju, tylko biskup turecki z pierwszych wieków chrześcijaństwa i się nie godzi, święta Klara założyła zakon klarysek (i jest patronką telewizji, co jest superśmieszne, bo jest nią dlatego, że chciała iść na pogrzeb św. Franciszka, ale nie mogła, więc zesłano jej wizję. Tele-wizję i to od razu w formacie live, z relacją z pogrzebu. Super, nie?), a w ogóle czemu w kampanii mówi się o "Świętach", a nie "Świętach Bożego Narodzenia" i co to w ogóle za antypolski i antykatolicki spisek, ha?!

I naprawdę mogłabym napisać sążnistą replikę, ale wiecie co? Zaparzę sobie herbatki z cynamonem i będę mieć w nosie. Poczujcie magię Świąt. Niezależnie od tego, czy wolicie o nich mówić "Święta" czy "Święta Bożego Narodzenia", czy jecie kutię czy kluski z makiem, barszcz czy grzybową, czy już macie dość zanim się jeszcze zaczęło, czy nie możecie się doczekać i wprost uwielbiacie spacery po galeriach handlowych spryskanych obficie pierniczkowym aromatem. Mój blok pachnie pierniczkiem - jeśli to nie jest magia, to ja już nie wiem, co nią jest.

I nie dawajcie dzieciom węgla, nawet jeśli Wasi milusińscy przypominają raczej małe pomioty szatana jak rok cały. Jeśli naprawdę są małymi pomiotami szatana, to nie skończy się to dobrze.


1 komentarz:

  1. Prawdziwy zaklęcie zaklęć miłości Dr.Obodo. Zaklęcia przyciągające miłość, powstrzymujące rozwód, zaklęcia małżeńskie, przynoszą utraconą miłość, pieniądze i bogate zaklęcia, zaklęcia ochronne, zaklęcie płodności
    E-mail: templeofanswer@hotmail.co.uk
    Zadzwoń, Viber i WhatsApp +2348155425481

    OdpowiedzUsuń